W grudniu brałam udział w wyzwaniu motywacyjnym „Zakończ rok z przytupem”. Jak mi poszło? Co mi to dało? Czy warto brać udział w takich wyzwaniach?
Nigdy nie brałam udziału w wyzwaniach. Pewnie dlatego, że w wielu z nich liczą się liczby, a ja za tym nie przepadam. Na ten jednak się zdecydowałam, bo organizatorką była moja koleżanka.
Z początku złapały mnie wątpliwości. Na grupie pojawiały się zdjęcia z liczbą słów i dopiskami od autorów. Niektórzy pisali po dwieście słów, inni po dwa tysiące. Dla zabawy komentowałam ich codzienne zmagania z własnymi słabościami, aż przepadłam.
Podobało mi się, że w wyzwaniu przede wszystkim liczy się wsparcie. Nie ważne, czy napisałaś jeden akapit, czy pięćdziesiąt akapitów. Inni gratulowali tobie zwycięstwa, tego małego, ale ważnego zwycięstwa. Dlaczego? Przede wszystkim z tego powodu, że każdy na tym wyzwaniu znał i zna trudy z jakimi zmaga się pisarz.
Czasem tak trudno napisać jedno zdanie. Zmotywować się do otwarcia worda, bądź złapania za długopis i kartkę papieru. Ale kiedy patrzyłam na innych, jak mimo domowych obowiązków, dzieci, czy pracy, mimo tego bałaganu codziennie siadali, aby realizować swoje cele i marzenia – miałam ochotę do nich dołączyć. Nagle zapomniałam o lenistwie, zmęczeniu, o całym tym codziennym zamieszaniu. Znajdywałam pół godziny, aby zapisać kilka zdań. A uwierzcie, na jednym zdaniu u nikogo się nie kończyło. Na jednym akapicie także nie.
Jestem przekonania, że warto brać udział w takich wyzwaniach. Chociażby dla samego poznania fantastycznych ludzi, bo ich poznałam tam kilkunastu. Najważniejsze, że są to ludzie, którzy podzielają moją pasję. Są na nią otwarci i wyrozumiali. Nikt mnie nie podziwiał, bo mam zamiar zostać pisarzem. Oni wiedzą, jaka długa droga mnie czeka, aby nim zostać. I mi w tym towarzyszyli.
Co mi dało takie wyzwanie?
Dzięki wyzwaniu organizowanemu przez stronę zostacpisarzem.pl udało mi się wyrobić u siebie nawyk codziennego pisania. Już nie mam obaw, co do tego, że w końcu zabraknie mi pomysłów. Nie robię tego wolniej. Nie szukam wymówek. Siadam i pracuję nad sobą i tekstem.
Dodatkowo udało mi się osiągnąć swój zamierzony cel 30 tysięcy słów w ciągu 22 dni. Oczywiście na wykresie zasłoniłam imiona i nazwiska innych uczestników. Po prostu mogą sobie nie życzyć upubliczniania ich personaliów.
Oprócz tego skończyłam pisać pierwszą wersję Klucznika. Drugiej części kryminału z Szadurskim. Zaczęłam ją pisać przed wyzwaniem, ale z wyzwaniem ją ukończyłam. Po tej powieści kończę pisanie długich form. Teksty odpoczywają i czekają na redakcję, a ja skupiam się na krótkich tekstach.
Już na koniec powiem, że za rok pewnie także wezmę udział w tym wyzwaniu. Albo w innym. Nigdy nie wiadomo, dokąd zaprowadzi mnie życie. Jedno jest pewne – nie ma co siedzieć w domu i czekać na cud. Do roboty trzeba zabrać się samemu!
Do następnego wpisu!