Jakiś czas temu zrozumiałam, że potrzebuję rozwoju. Czegoś w życiu mi brakowało, może nie zajęć (ich mam sporo), ale innego celu, uzupełnienia, albo po prostu musiałam znaleźć dla siebie inną drogę. Domyślam się, że czasami większość z was dochodzi do takiego samego wniosku. Z tego względu zapisałam się na studia z zarządzania i będę w to brnęła aż starczy mi sił – od szkoły minęło naprawdę wiele lat (brzmi to staro), więc taka przerwa od nauki mnie przeraża. I może nigdy nie zrezygnowałam z rozwoju, ale wiecie, inaczej jest brać udział w kursie, a zupełnie inaczej studiować. Nie da się porównać tych dwóch rzeczy, chociaż obie przynoszą korzyści.
Przyznam szczerze, że się ociągałam, bo nie byłam zdecydowana co do kierunku. Dodatkowo wcześniej sytuacja finansowa niekoniecznie mi na to pozwalała, bo przechodziłam dość burzliwy okres. Być może brzmi to jak wymówki, ale prawda jest taka, że nie zawsze w życiu się układa i nie na wszystko mamy wpływ. Teraz robię krok, może i w przepaść, stawiam opór przeciwnościom i po prostu idę z nurtem. Co będzie to będzie. Nie dam się już kontrolować negatywnemu myśleniu.
W związku z tym zaczęłam się interesować marketingiem sieciowym i social mediami. Co prawda książka, o której chcę powiedzieć kilka słów nie ma nic wspólnego z social mediami, to nie mogłam się jej oprzeć – tym bardziej, że jest to książka, która liczy sobie… uwaga… aż 120 stron. Nie ma tutaj mowy nawet o stracie czasu, bo bardzo szybko można ją pochłonąć – ja to zrobiłam w jeden wieczór i pół godzinki w pracy. Za pożyczenie dziękuję przyjaciółce z dzieciństwa, Ewelinie :).
Przejdźmy do sedna…
Zacznijmy może od tego, że Eric Worre jest liderem branży marketingu sieciowego zagranicą. Swoje doświadczenie zbierał przez co najmniej dwadzieścia pięć lat, a więc nie mało, i teraz nazywa siebie profesjonalistą, bądź jak ktoś woli: ekspertem. Byłam ciekawa, co takiego ma do powiedzenia człowiek, który codziennie zarabia gruuuuuubą kasę.
Co mnie nie zdziwiło, książka jest napisana w prosty i lekki sposób, w końcu jest skierowana do handlowców, nie do polonistów. Autor przytacza w niej kilkanaście historii ze swojego życia, wyznaje jak jego droga była wyboista i kręta. W ten sposób bardzo łatwo zdobywa zaufanie czytelnika (co najlepsze wykorzystuje radę, którą sam daje w książce). Możemy prześledzić ile minęło lat, zanim zdołał zrozumieć – tak, zrozumieć! – istotę swoich niepowodzeń. Dopiero po dwóch, albo trzech latach zaczął poprawiać umiejętności, obserwować innych, wyciągać własne wnioski. Pozbycie się tej sztucznej pewności siebie pozwoliło mu wygrać.
Czego nauczyła mnie ta książka?
1.
Nie próbuj być w centrum uwagi – to uniwersalna rada, z której można korzystać w każdej, dosłownie w każdej dziedzinie. Rozumiem, że może to się wydawać dziwne, ale zbyt duża pewność siebie kojarzy się z… byciem ignorantem. Sama nie czuję się najlepiej w towarzystwie osób, które uważają się za wieczne gwiazdy. Rozumiem, każdy z nas ma swoje dobre strony i fajnie, gdy ktoś jest pewny siebie, ale… wszystko ma swoje limity.
Ostatnio poznałam mężczyznę, który nie pozwala sobie na słabości, albo po prostu je chowa. Kilka tygodni próbowałam go tolerować, bo przecież nic mi nie zrobił, wręcz przeciwnie: jest miły i chętny do współpracy. Niestety okazało się, że chociaż dalej go szanuję, to dłużej nie mogę być w jego towarzystwie. Działa mi na nerwy, bo może i próbuje w ten specyficzny sposób zwrócić na siebie uwagę, pokazać, że jest wart zainteresowania, to i tak te wszystkie rozmowy „co to nie on” po prostu mnie zmęczyły. To właśnie dało mi do myślenia…
Kiedy chcemy z kimś nawiązać więź nie warto mówić wyłącznie o sobie, trzeba też wysłuchać drugiej strony i… niekoniecznie notorycznie się przechwalać. Zadawaj pytania, bądź zainteresowany, bez względu na to czy chodzi o handel, czy o inną relację. Nigdy nie wiesz, kto może Ci się przydać i to się akurat sprawdza. W pracy od dawna staram się budować długofalowe znajomości z osobami na różnych stanowiskach.
2.
Opowiedz swoją historię lub plany na przyszłość – akurat o tym wiedziałam od dawna, chociaż podchodzę do tego z dystansem. Opowiadanie o sobie nie jest moją mocną stroną. Wydaje mi się, że inni mają więcej do powiedzenia i to ciekawszych rzeczy. Natomiast, żeby dać się poznać musisz się odsłonić. Opowiedz o swojej drodze, nie pomijaj porażek, ani nie wybielaj sytuacji. Pokaż prawdę. Nie wszystko nam wychodzi, nie zawsze musimy być ludźmi ze stali, choć im dłużej z czymś obcujemy, tym bardziej wchodzi nam to w krew.
Ludzie lubią happy endy, ale najlepsze powieści mają jeszcze początek i rozwinięcie – te części historii też są istotne, bo one pozwalają nam poznać bohatera i zobaczyć z czym musiał się zmierzyć. Nie wstydźcie się tego. Jeśli natomiast jesteście na początku drogi i staracie się coś zmienić: opowiedzcie o swoich planach na przyszłość. Co chcecie osiągnąć w ciągu pięciu lat? Może kto was zainspirował do takiego działania? Przybliżcie historię waszego „guru”, żeby pokazać, że skoro innym się udało – wam też się uda. Tutaj jest potrzebna pewność siebie, ale uważaj, żeby nie przekoloryzować.
3.
Zweryfikuj swoje otoczenie – to też stało się dla mnie jasne już kilkanaście lat temu. Moja lista znajomych przez ten czas przechodziła liczne weryfikacje, przede wszystkim dlatego, że bardzo trudno mi komuś zaufać. To przychodzi z czasem. Kiedy ktoś za bardzo na mnie naciska: odchodzę. Kiedy ktoś każe mi wybierać: też odchodzę. Kiedy ktoś zatruwa moje myśli wiecznym pesymizmem: jak w poprzednich przypadkach – odchodzę. Toksyczni ludzie ściągają nas na dno. Gdzieś kiedyś usłyszałam (chyba w jakimś serialu), że główny bohater otaczał się ludźmi przeważnie lepszymi od niego. Właśnie dzięki temu motywował się do działania.
Ludzie, którzy mają zbliżone spojrzenie na świat do naszego – są złotem. Ludzie, którzy negują każdy nasz pomysł i szukają sposobu, żeby nas zniechęcić – są płotkami na torze wyścigowym. Dzięki nim się potykamy, zatrzymujemy, a czasami możemy pozwolić się powalić i stanąć zamrożeni w miejscu. Wiem, że momentami może być ciężko, bo znaliśmy kogoś przez lata, jednak w ostateczności ludzie z pozytywnym podejściem do życia mogą znacznie wpłynąć na nasze. Są inspirujący. Nie czerpią radości z naszych porażek. Potrafią dać cenną radę, gdy tego potrzebujemy. Właśnie mężczyzna, z którym ostatnio się „rozstałam” i opowiedziałam o nim wyżej, pomógł mi wykonać krok w kierunku studiów – tak działają na nas ludzie z wizją.
W książce było więcej porad, lecz te najbardziej zapadły mi w pamięć. Oczywiście podkreślam, że nie jest to nic odkrywczego, od dawna stosuje to intuicyjnie.
Na koniec…
Tak naprawdę mam mieszane uczucia do tej pozycji. Nie ma tam za dużo wodolejstwa, choć momentami autor wraca do pewnych wątków – moim zdaniem niepotrzebnie, bo książka nie jest obszerna, więc czytelnik przy pięćdziesiątej stronie nie zapomni, co było na dziesiątej. Tak czy siak, jeśli kogoś interesuje marketing sieciowy może sięgnąć po tę pozycję. Raczej skłaniałabym się do jej wypożyczenia, ponieważ nie jest książką, którą musisz mieć na półce.
Na koniec przytoczę cytat, który moim zdaniem dobrze podsumowuje ten post:
„Nie ma nic złego w wielkich marzeniach, ale trzeba jednak być cierpliwym”.
Bądźcie cierpliwi i nie dajcie się stłamsić przez wątpliwości. One będą nam towarzyszyć, choć przeważnie największą moc mają tylko w naszej głowie.
Do następnego!
Ps. Teraz tak się zastanawiam. Jesteście lepszymi słuchaczami, czy lepiej odnajdujecie się w roli mówiącego :)?